i inne głupoty

wtorek, 4 lutego 2014

Głupie Dyrdymalenie:
Ponownie o ankiecie oraz o smutnym wyniku pewnego eksperymentu

Zacznijmy od tego, że jeśli jeszcze nie wypełniliście ankiety dotyczącej zmian w prawie autorskim w Unii Europejskiej, to chwytajcie za klawiatury, bo macie czas tylko do jutra (zakładając oczywiście, że czytacie ten post jeszcze dzisiaj). Bardzo szybko i sprawnie możecie to zrobić przy pomocy formularza przygotowanego przez Fundację Nowoczesna Polska. LINK TUTAJ.

I to była najważniejsza wiadomość w dniu dzisiejszym. Niżej będą już tylko mniej istotne dyrdymały.


Jeśli jednak wciąż czytacie, proszę miejcie na uwadze to, że dalsza część tekstu będzie pewnego rodzaju felietonem, komentującym ogólnie pewne zjawisko, nie zaś krytyką osób oraz instytucji, które zostaną niżej wspomniane.


Kiedy w zeszłą niedzielę opublikowałam wpis dotyczący ankiety, którą dziś znów was męczę, jednocześnie zdawałam sobie sprawę z tego, że nie posiadam wielu czytelników i co za tym idzie - że nie przekonam dużej ilości osób do wypełnienia unijnego kwestionariusza. A ponieważ cała sprawa wydawała mi się naprawdę istotna, postanowiłam napisać do „tych wielkich” polskiego internetu i poprosić ich, by także na łamach swoich serwisów, blogów lub vlogów zachęcili do wzięcia udziału w ankiecie. Przy czym pisząc „tych wielkich” mam na myśli osoby, których twórczość sama śledzę - nie pisałam do innych, być może większych lub bardziej popularnych, których jednak ja nie czytam lub nie oglądam.

W poniedziałek wysłałam więc maila do Lekko Stronniczych, Krzyśka Gonciarza, Zwierza Popkulturalnego, Spider's WebuAntywebu. Przy czym nie stworzyłam jednej, masowej wiadomości - do każdego napisałam list o nieco innej treści, by widać było, że to nie spam, tylko mail pisany z myślą o tym jednym, konkretnym adresacie. Ogólny przekaz był jednak taki sam: ankieta jest ważna, wy posiadacie wielu odbiorców, więc proszę, wykorzystajcie to w dobrym i słusznym celu - poinformujcie ludzi o całej akcji i zachęćcie do wypełnienia kwestionariusza.


Najszybciej - bo w środę - odpisał Lekko Stronniczy Karol:


Hej,
ten temat jest poruszany przeze mnie w nieco innym gronie niż Lekko Stronniczy, który nie jest odpowiednią platformą do takich treści, mianowicie w Polskim Stowarzyszeniu Blogerów i Vlogerów, więc jeśli będą jakieś działania i stanowiska, to właśnie z tamtej strony :)


No proszę, nawet nie wiedziałam, że istnieje coś takiego, jak Polskie Stowarzyszenie Blogerów i Vlogerów. Pogrzebałam po sieci i odkryłam, że organizacja ta jest dość świeża, założona na początku roku, że należy do niej także Gonciarz i co najważniejsze - że Stowarzyszenie ma na celu edukację społeczeństwa, walkę o prawa obywatelskie i wolność słowa - więc promowanie reformy prawa autorskiego w UE wydawało mi się być czymś, do czego PSBV jest idealne. Stwierdziłam więc: super, sprawa została poruszona w odpowiednim gronie, na pewno będzie jakiś odzew.

Potem jednak mijały kolejne dni i odzewu żadnego nie było. Nie dostałam też żadnej odpowiedzi na pozostałe z wysłanych przeze mnie maili.


W czwartek na Spider's Webie pojawił się artykuł o nielegalnym kopiowaniu, postanowiłam więc skorzystać z okazji i pod tekstem popełniłam komentarz, w którym także napisałam o reformie prawa autorskiego w UE. Pomyślałam, że przecież któryś z redaktorów serwisu musi moderować dyskusję na wypadek pojawienia się spamu, trolli lub łaciny podwórkowej. A co za tym idzie - liczyłam, że taki redaktor przeczyta mój komentarz i w jakiś sposób zainteresuje się ankietą. Ale jedynym, który mi odpowiedział, był autor samego artykułu (który przy okazji dał mi link do formularza, który wstawiłam tutaj, we wstępie).


Zdawałam sobie sprawę z tego, że osoby, do których napisałam, codziennie dostają masę maili, i że wiadomość ode mnie mogła przejść niezauważona. Wczoraj rano postanowiłam więc spróbować jeszcze raz. Dodatkowo wysłałam także wiadomość do Świata Czytników oraz Wiedźmy na Orbicie - oczywiście licząc się przy okazji z tym, że te dwie osoby będą miały bardzo niewiele czasu na reakcję i podjęcie jakiegokolwiek działania.


O dziwo prawie wszyscy z tych, do których napisałam po raz drugi, tym razem mi odpowiedzieli. I co więcej - wszyscy odpisali w niespełna kilka godzin.

Zwierz popkulturalny zakomunikował, że po przeczytaniu mojej pierwszej wiadomości wstawił link do ankiety na swoim fanpage'u na facebooku. Cóż, liczyłam co prawda na więcej, ale lepszy rydz, niż nic.

Szef Spider's Webu odpisał krótko: „Dostałem maila i analizujemy sprawę.”

Największym zaskoczeniem była dla mnie natomiast wiadomość od Grzegorza Marczaka, czyli naczelnego Antywebu:


Pani Joanno
widzę, że jest Pani zaangażowana więc może zechciałby Pani dla nas napisać taki tekst? Chętnie go opublikujemy.


W pierwszej chwili poczułam się osobą ważniejszą i potężniejszą, niż prezydent Stanów Zjednoczonych. No bo hej - szef Antywebu odpowiedział mi osobiście i jeszcze proponuje, bym napisała dla niego artykuł. Odtańczyłam więc w pokoju taniec radości i zwycięstwa, i już miałam zasiąść do klawiatury i odpisać „jasne, nie ma sprawy”. Do głosu doszedł jednak zdrowy rozsądek.

Czytacie mnie i dobrze wiecie, że nie jestem świetnym blogerem. Nie potrafię tworzyć interesujących tytułów, zachęcających do dalszej lektury leadów oraz zwięzłych i konkretnych tekstów właściwych. Mogłabym co prawda spróbować poeksperymentować z taką formą, ale tylko gdyby chodziło o napisanie recenzji myszki komputerowej tudzież felietonu na temat biblioteki cyfrowej. Ale artykuł o ankiecie dotyczącej reformy prawa autorskiego wymagał ręki zaprawionego w bojach fachowca, a nie niepoczytalnego dyrdymałowca.

Grzecznie odpowiedziałam więc panu Marczakowi, że niestety się do napisania takiego artykułu nie nadaję, i że na pewno u niego w redakcji znajdzie się ktoś, kto zrobi to lepiej ode mnie. Przy czym teraz tej decyzji żałuję, bo z tego co widzę, temat okazał się jednak nieco za trudny, bo nikt na Antywebie się go nie podjął.


Na koniec odpowiedziała mi także Wiedźma na Orbicie, że o ankiecie usłyszała dopiero ode mnie, i że zalinkowała ją na facebooku. I znów: lepszy rydz, niż nic. Z drugiej jednak strony odnoszę wrażenie, że niektórzy myślą, iż facebook wystarczy, załatwia sprawę. Że każdy link zobaczy, kliknie na niego i się z nim zapozna. Tymczasem wcale tak nie jest. Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że skoro Wiedźma oraz Zwierz czasem się wzajemnie linkują, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że obserwują się też nawzajem na facebooku. A jednak Wiedźma o ankiecie dowiedziała się dopiero ode mnie, a nie z fanpage'a Zwierza. I to najlepiej świadczy o tym, jak dużą moc mają informacje zamieszczone na ścianie, w mordoksiążce.


Jak już wspominałam na początku - nie tworzę tego tekstu po to, by skrytykować tych, do których napisałam, za bierność z ich strony (i w żadnym wypadku nie powstał on też po to, bym mogła pochwalić się, że zaproponowano mi artykuł na Antywebie, a ja byłam tak harda, że postanowiłam odmówić).

Mój eksperyment był prosty. Nie licząc Zwierza oraz Wiedźmy - napisałam do ludzi, którzy dwa lata temu głośno krzyczeli „Stop ACTA”. Wtedy jednak temat był modny, mówili o nim niemal wszyscy. A poza tym, nie oszukujmy się, zawsze fajnie jest być tym, który się sprzeciwia, zakłada maskę Guy'a Fawkesa, mówi „nie pozwalam” wielkim korporacjom. Zastanawiałam się więc, jaki odzew będzie teraz, gdy sprawę można załatwić zupełnie na spokojnie, bez wymachiwania transparentami oraz wychodzeniem na ulicę.

I - choć bardzo trudno jest mi to napisać - jest mi cholernie smutno, bo liczyłam na nieco większy odzew ze strony „tych wielkich”. Może nie na masowe maile w stylu „Pani Joanno, jak dobrze, że pani zwróciła nam na to uwagę, już śpieszymy napisać artykuł na ten temat”. Ale wystarczyłoby, żeby choć jedna osoba naprawdę poważnie zainteresowała się całą sprawą. Żeby na Anty- lub Spider's Webie pojawił się artykuł na ten temat. Żeby Krzysztof Gonciarz zrobił o tym krótki filmik, a Lekko Stronniczy powiedzieli na początku któregoś odcinka „słuchajcie, jest taka ankieta”, a potem przeszli do właściwego tematu programu. Żeby Zwierz wspomniał o tym w PS do któregoś z wpisów.

Przy czym - wspominam to już po raz trzeci, ale wydaje mi się to naprawdę istotne - to nie jest tak, że chciałam te, wspomniane wyżej osoby wskazać palcem „bo oni olali sprawę”. Zawiodłam się po prostu na całym polskim internecie, tak ogólnie. I jestem zła, że tak ważnej kwestii, jak reforma prawa autorskiego w UE, biało-czerwoni internauci pozwolili przejść bez echa.


Żeby jednak nie kończyć tego wpisu smutno - mam nadzieję, że przynajmniej moje grafomanienie na blogu nie poszło na marne, i że choć was udało mi się przekonać do wypełnienia ankiety. A jeśli nie, to spróbuję jeszcze jeden, ostatni raz: kwestionariusz znajdziecie TUTAJ, do roboty! :)

2 komentarze:

  1. Widzisz, w przypadku zwierza (czyli mnie) facebookową stronę czyta więcej osób niż ps do artykułu. Tak jak ty nie czujesz się na siłach napisać tekstu o sprawie w którą jesteś zaangażowana tak samo ja nie popełnię notki o kwestii która nie jest przeze mnie dokładnie zbadana. A w poruszanej przez ciebie kwestii nie jestem ekspertem. Nie wrzuciłam po prostu linka na fb. Opisałam go dodałam kilka zadań zachęty. Jeśli dobrze pamiętam była pod tym dyskusja. Jest mi przykro, bo powiem szczerze nawet pomyślałam, że nie olałam sprawy. A i średnio status na moim facebooku widzi ok. 1-2 tys. osób (jeśli podły facebook nie kłamie). Tak więc to nie jest tak, że nic nie napisałam. I dla mnie status na moim wallu to nie jest nic. I zazwyczaj nie biorę udziału w żadnych akacjach. Kurczę nie mam wrażenia bym coś olała. W każdym razie nie tak się zachowałam. Przykro mi trochę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Zwierzu!

      Przepraszam, że sprawiłam ci przykrość. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Po raz kolejny powtórzę: mój wpis nie miał na celu krytyki ciebie lub kogokolwiek innego, kto został tutaj wymieniony. Chciałam po prostu ogólnie zwrócić uwagę na to, że my, Polacy lubimy narzekać, że jest nam źle, ale jednocześnie, gdy możemy zmienić coś na lepsze, to zazwyczaj nie robimy niczego.
      Nie twierdzę, że ty olałaś sprawę (o czym też wspomniałam w moim wpisie). Albo, że zrobił to ktokolwiek inny z wymienionych tu osób. Ale jednocześnie, sama przyznaj, że nieco szkoda, iż cała akcja nie miała większego rozgłosu w mediach.

      Pozdrawiam i proszę, nie gniewaj się na mnie.
      Hołka

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...