i inne głupoty

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Technologika: Tomb Raider Reborn

Nigdy nie byłam wielką fanką Tomb Raidera. W dzieciństwie zagrywałam się w drugą część tej gry, ale tylko dlatego, bo użyczyli mi jej znajomi. Poza tym nie poznałam żadnych innych komputerowych przygód Lary Croft. Ba, nie wiem nawet ile tych gier w sumie powstało.

O najnowszej odsłonie Tomb Raidera pewnie też bym się nie dowiedziała, gdybym przypadkiem nie natknęła się na kilka bardzo pozytywnych opinii na jego temat. Oceny te były tak dobre, że postanowiłam poświęcić nieco czasu i osobiście poznać nową Larę Croft.


Na początek jestem wam winna pewne wyjaśnienie. Z grami komputerowymi byłam za pan brat za młodu, w szkole. Gdy poszłam na studia i zyskałam stały dostęp do internetu, zupełnie straciłam zainteresowanie tym typem rozrywki. A jeśli już czasem zdarzało mi się w coś zagrać - preferowałam stare tytuły, gdyż te można tanio, w oryginalnej wersji dostać w sklepie, zazwyczaj w edycjach super rozszerzonych, z pełnym zestawem dodatków.

Dlatego też gdy z takiego, przykładowo, Gothica II wydanego w 2002 roku, przesiadłam się nagle na Tomb Raidera A.D. 2013, to zachwyciło mnie w nim wszystko: począwszy od grafiki, a na mechanice gry skończywszy. Nie znam jednak innych, współczesnych gier. I nie wiem, czy niektóre z nich nie wyglądają jeszcze piękniej i nie oferują rozrywki na dużo wyższym poziomie. Proszę, miejcie to na uwadze, podczas dalszej lektury.


Grafika i fizyka w grze

Nie grałam na ustawieniach grafiki na najwyższym poziomie, ale mimo to wszystko prezentowało się bardzo naturalnie. Spodobały mi się też rozwiązania związane z „widzeniem” świata. Jeśli weszliśmy Larą pod wodospad - obraz zaczynał wyglądać tak, jakby spływała po nim woda, gdy w naszym pobliżu wybuchł granat, na ekranie pojawiał się kurz i tak dalej.

Twórcom gry bardzo dobrze udało się też oddać prawa fizyki i to w najdrobniejszych szczegółach. Gdy wieje wiatr, szarpie on włosami głównej bohaterki. Jeśli zbyt wiele razy przebiegniemy po zniszczonej belce, ta w końcu złamie się pod naszym ciężarem. A w sytuacji, gdy postanowimy rozprawić się z przeciwnikiem za pomocą łuku - wypuszczone przez nas strzały wbiją się w ciało nieszczęśnika tam, gdzie je wycelowaliśmy (nie znikną w magiczny sposób tak, jak to miało miejsce w grach starszego typu).

Momentami, choć bardzo rzadko, dało się jednak dostrzec kwadratowość postaci. Raz czy dwa zdarzyło się także, że pewne przedmioty przenikały się przez siebie. Na to jednak można było przymknąć oko.

Dużym rozczarowaniem było dla mnie natomiast to, że filmiki pojawiające się w trakcie gry nie były tak dobrze dopracowane, jak scena otwierająca. Po tak nowej grze spodziewałam się czegoś lepiej dopracowanego. Tymczasem to właśnie te filmiki stały się elementem najbardziej odrealniającym Tomb Raidera.


Sterowanie

Mysz, AWSD, spacja do skakania, trzy klawisze funkcyjne: E, F oraz Shift, a także R do przeładowania broni. Tylko tyle było potrzebne do sterowania Larą. Grę bardzo ułatwiało to, że w niektórych momentach wyświetlały się podpowiedzi mówiące, jaki klawisz powinniśmy w danej chwili wcisnąć. W wielu sytuacjach panna Croft częściowo kierowała sama sobą. Przykładowo, gdy w pobliżu nas czaili się jacyś wrogowie, pani archeolog przykucała za pudłami, konarami drzew lub czymkolwiek innym, co znajdowało się w pobliżu, by ukryć się przez wzrokiem przeciwników.

Pojawiło się jednak kilka niezbyt dobrych rozwiązań. Mnie najbardziej denerwowało to, że aby wystrzelić specjalny rodzaj pocisku, należało wcisnąć środkowy klawisz myszy, czyli rolkę do przewijania. A podczas takiego klikania, bardzo często przypadkowo uruchamiałam scrollowanie, które z kolei powodowało, że Lara sięgała po inną broń.

Trochę brakowało mi też samouczka, który wyjaśniałby jak sterować Larą. Rozumiem tutaj założenie twórców gry: razem z główną bohaterką lądujemy na nieznanej wyspie i musimy się nauczyć, jak przetrwać. Ale przez to nie wykorzystywałam wielu zdolności panny Croft, bo nie wiedziałam nawet o ich istnieniu. A efektem tego było to, że w trakcie gry kilka razy natrafiłam na przeciwników, których za nic nie mogłam pokonać. Gdy później oglądałam w internecie tutoriale podpowiadające, jak to zrobić, przecierałam oczy ze zdumienia, bo nie wiedziałam, że wrogów można wyeliminować w akurat taki sposób. Gdybym więc wcześniej miała możliwość zapoznania się z samouczkiem, być może później ukatrupiałabym przeciwników innymi, bardziej efektownymi sposobami.


Rozgrywka

Pierwsze, co bardzo spodobało mi się w Tomb Raiderze, to brak paska życia. Dzięki temu nie musiałam biegać po grze w poszukiwaniu flaszek z magicznymi, wysokoprocentowymi napojami lub grzybkami o właściwościach leczniczo-halucynogennych. Oczywiście Lara nie była nieśmiertelna, ale jednocześnie nie umiera z byle jakiego powodu. I dzięki temu, mogłam skupić się na graniu, a nie utrzymywaniu panny Croft przy życiu.

Gry nie trzeba też zapisywać, więc znów, nie rozpraszało mnie save'owanie co pięć minut, w obawie, że zaraz zza drzewa wyskoczy banda rzezimieszków i zrobi ze mnie mamałygę. A jeśli przypadkiem wykonałam skok na główkę w przepaść, Lara zostawała przywrócona do życia tuż przed krawędzią urwiska. Ale co równie ważne - gdyby po wykonaniu tegoż feralnego skoku udało mi się zdobyć jakiś poszukiwany przedmiot, to po wskrzeszeniu artefakt ten znajdował się już w moim ekwipunku, dzięki czemu ponowne skakanie w przepaść nie byłoby konieczne.

Bardzo ciekawie rozwiązany został też sposób poruszania się po wyspie, na której dzieje się akcja. Możemy albo tradycyjnie, dotrzeć wszędzie pieszo, albo też usiąść przy specjalnym ognisku i teleportować się w inne miejsce.

Ogniska te maiły jeszcze jedną ciekawą właściwość: przy ich pomocy możliwe było zwiększenie umiejętności Lary lub ulepszenie jej broni. Przy czym, mam co do tego jedną uwagę. Mianowicie gdy skończyłam grę, nie posiadałam wystarczającej liczby śrubek, by w pełni ulepszyć posiadane przeze mnie spluwy. Ale jednocześnie miałam trzy punkty umiejętności, których nie byłam w stanie wydać, gdyż moja Lara była już wyszkolona na maksa.


Główkowanie i eksplorowanie

Ci, którzy oczekiwali, że w nowym Tomb Raiderze będą musieli rozwiązać masę mniej lub bardziej trudnych łamigłówek, mogli poczuć się mocno zawiedzeni. Większość zagadek sprowadzała się bowiem do tego, jak przedostać się z punktu A do punktu B. I występowały one przede wszystkim w grobowcach ze skarbami.

Przy czym wydaje mi się, że w tym wypadku nie należy winić twórców gry za brak pomysłowości. Bo powiedzmy sobie szczerze: najciekawszym elementem Tomb Raidera jest jego fabuła i gra się po to, by zobaczyć, co wydarzy się dalej. Nikogo już chyba nie bawią trudne łamigłówki. I podejrzewam, że gdy te okazują się zbyt skomplikowane, większość graczy sprawdza w internecie ich rozwiązania.

Dodatkowo można było zwiedzać wyspę i poszukiwać ukrytych na niej artefaktów oraz nadajników GPS. Przy czym osobiście nie do końca rozumiałam ideę tego eksploracyjnego elementu Tomb Raidera. Bo zbieranie tych wszystkich przedmiotów nie dawało żadnych dodatkowych bonusów. A takie przecież zawsze miło byłoby otrzymać.


Sztuczna inteligencja

Kolejny mocny i bardzo realistyczny element Tomb Raidera. Jeśli nie zabijemy przeciwnika natychmiastowo i po cichu, on albo jego towarzysze podniosą alarm, i po chwili nie będziemy już musieli rozprawić się z jednym, ale z całą bandą oprychów.

Inna sprawa, że Lara nie musi niczym Rambo biegać z karabinem w ręku i strzelać do wszystkiego, co się rusza. Czasem lepiej jest się przyczaić i wyeliminować wrogów pojedynczo, strzałami z łuku. Kiedy indziej można w ogóle nie wdawać się w walkę i po prostu przemknąć niezauważenie obok przeciwników. Raz zdarzyło mi się nawet, że pewne miejsce było pilnowane przez trzech bandytów, ale pokłócili się oni ze sobą i w trakcie sprzeczki jeden z nich zastrzelił drugiego. A ja dzięki temu musiałam rozprawić się z mniejszą ilością zbirów.


Fabuła

Najmocniejszy element Tomb Raidera. Scenariusz gry mógłby spokojnie zostać wykorzystany w jakimś filmie. Owszem, taki film nie byłby może zbyt ambitny, ale jego oglądanie byłoby nie lada rozrywką.

W grze nie ma czasu na nudę. Co chwilę zdarza się coś niespodziewanego. Pojawia się przeciwnik inny, niż pozostali. Grunt osuwa się nam pod nogami. Albo też Lara zostaje tak ciężko ranna, że z trudem idzie przed siebie i ledwo widzi, co dzieje się wokół niej. A gdy już wydaje się nam, że udało się, sprowadziliśmy ekipę ratunkową, która zabierze nas z tej przeklętej wyspy, następuje nieoczekiwany zwrot akcji i okazuje się, że to jeszcze nie koniec przygód.

Filmową stylistykę potęguje dodatkowo dynamiczny ruch kamery oraz pojawiające się czasem zwolnione tempo. Może to i drobnostka, ale sprawia, że całość bardzo zyskuje pod względem wizualnym. A zwykły (czytaj: zwykły dla Lary) przeskok nad przepaścią staje się epickim i efektownym wyczynem.

Oczywiście można mieć zastrzeżenia co do niektórych elementów fabuły. Kto wybudował na nawiedzonej wyspie całą sieć kolejki linowej? Dlaczego złoczyńcom nie przeszkadzają zalegające tu i tam, na wpół rozkładające się zwłoki? I jak to możliwe, że przyjaciele Lary, którzy przecież nie mieli wojskowego przeszkolenia, wiedzieli w jaki sposób posługiwać się bronią palną?

Ale powiedzmy sobie szczerze - tego typu nieprawidłowości wcale nie przeszkadzają w odbiorze gry. Tomb Raider jest efektowny i interesujący, a granie w niego jest po prostu rozrywką. Czyli oferuje dokładnie to, czego większość oczekuje od produkcji tego typu.


Przejście całej gry zajęło mi weekend. Dużo? Mało? Dawniej w gry grało się znacznie dłużej, to prawda. Ale wtedy nie było internetu i ludzie potrafili dłużej skupić się na wykonywaniu jednej czynności. Choć granie w Tomb Raidera sprawiło mi nie lada frajdę, to po dwóch dniach byłam nim już nieco zmęczona. Chciałam wiedzieć, jak cała historia się skończy. I chyba nie byłabym szczęśliwa, gdybym musiała poświęcić Larze Croft tydzień lub jeszcze więcej czasu, by dowiedzieć się, jaki będzie finał jej przygód. Twórcy gry chyba również zdawali sobie z tego sprawę. Właśnie dlatego zrobili grę może niezbyt długą, ale jednocześnie taką, do której gracze z chęcią wrócą ponownie, tak samo, jak wraca się do ulubionych filmów.

Jak już wspomniałam na początku: nie jestem znawcą współczesnych gier. Może osoby bardziej zaznajomione z tematem powiedzą, że widzieli lepsze produkcje. Ale mnie Tomb Raider Reborn bardzo pozytywnie zaskoczył i przede wszystkim zachwycił.

Dlatego też, jeśli będziecie kiedyś mieli wolny weekend, to polecam, byście spędzili go z Larą Croft.



źródło obrazka z początku wpisu: www.jefflangevin.com

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawe spostrzeżenia! Z większością oczywiście się zgadzam, zaś do niektórych coś bym dopowiedział. Odnośnie filmu.. ciekawe prawda? Scenariusz z gry będzie punktem bazowym najnowszego filmu Tomb Raider, także mam nadzieję że będzie bardzo dobrze wykorzystany:

    http://laracroftlc.blogspot.com/2013/04/nie-pomyle-sie-jesli-powiem-ze-nowy.html


    pozdrawiam, _misza2601

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...