i inne głupoty

czwartek, 26 lipca 2012

Głupie Dyrdymalenie:
Dziesięć pytań od Jamesa Liptona

Jest taki amerykański talk-show: Inside the Actors Studio, w którym prowadzący - James Lipton rozmawia z hollywoodzkimi sławami. Program znacznie różni się od innych mu podobnych: jest bardziej poważny i konkretny. Gospodarz nie boi się zadawać trudnych pytań, robi to jednak z dużym taktem. Czasami zdarza się, że zaproszeni do programu goście otwierają się, i niczym podczas wizyty u terapeuty zaczynają opowiadać o swoim trudnym dzieciństwie, problemach małżeńskich oraz innych podobnych sprawach. Ale jak już wspomniałam - nie przypomina to żadnych „Rozmów w toku” ani innych temu podobnych głupot. Program Liptona prezentuje bardzo wysoki poziom i występ w nim jest dla każdego amerykańskiego celebryty dużym wyróżnieniem.

Ja jednak chciałam dziś napisać nie o samym Inside the Actors Studio, ale o dziesięciu na pozór prostych pytaniach, które pod koniec każdego wywiadu zadaje swoim gościom pan Lipton. Fantastyczną sprawą w tych pytaniach jest to, że odpowiedzieć na nie może każdy, nie tylko amerykański celebryta. I ja właśnie dziś postanowiłam to uczynić.


Jakie jest twoje ulubione słowo?

Lubię angielski przymiotnik confused za to, że w języku polskim ma on masę różnych znaczeń. Można go bowiem przetłumaczyć zarówno jako "zmieszany", "zagubiony", jak i "zdezorientowany". Nie chce mi się teraz zerkać do słownika, ale idę o zakład, że znalazło by się jeszcze kilka innych, polskich wyrażeń odpowiadających temu słowu. Confused podoba mi się właśnie z powodu tego, że prawdziwe jego znaczenie zależy tak naprawdę od kontekstu, w którym zostanie użyty.

Co się zaś tyczy naszych rodzimych słówek - nie ma żadnego wyrazu, którego jakoś szczególnie bym sobie ceniła. Ale lubię wszelkiego typu onomatopeje oraz inne słowa, które (choć onomatopejami nie są) swoim brzmieniem reprezentują to, co oznaczają.


Którego słowa nie lubisz?

Tutaj znów zacznę od słówka angielskiego, którym jest Internet Explorer. Powodem mojej niechęci nie jest bynajmniej to, że nie pałam miłością do tej przeglądarki internetowej. Po prostu - za cholerę nie potrafię wypowiedzieć jej nazwy. A gdy już jestem zmuszona to zrobić, zazwyczaj brzmi to: „Internet Explolel... Exprorer... Exproler... Exp... Eee... Przeglądarka internetowa Microsoftu”. Uwierzcie mi - naprawdę unikam tego słowa jak diabeł wody święconej.

A z polskich wyrazów nie lubię gżegżółki. Nie jest to jednak spowodowane trudną ortografią tego słowa (wierzcie mi lub nie, ale napisałam je poprawnie za pierwszym razem, bez autokorekty). Po prostu, choć wiem, że gżegżółka, to inna nazwa kukułki, to jednak gdy słyszę to słowo, to przed oczami staje mi jakiś straszliwy potwór, będący połączeniem żaby, żmii i grzechotnika. A całość na dodatek jest w żółtym kolorze. Paskudztwo, mówię wam!


Co pobudza cię twórczo?

Paradoksalnie - nuda. Trwające kilka dni znudzenie sprawia, iż mój umysł zaczyna w jakiś sposób bronić się przed stagnacją. W wyniku tego pojawia się wena i nowe pomysły. Z tego też powodu czasem sama, z pełną premedytacją doprowadzam się do znudzenia - marnuję kilka dni na graniu w głupie gry komputerowe lub też na oglądaniu filmów lub seriali, które znam już na pamięć. W efekcie po jakimś czasie doznaję olśnienia... Problem polega jednakże na tym, że w takich wypadkach wena pojawia się zazwyczaj w godzinach wieczornych ostatniego dnia urlopu/długiego weekendu/niedzieli, a co za tym idzie - często zamiast ją spożytkować, z ciężkim sercem kładę się spać, by na następnego dnia, w miarę wypoczęta zjawić się na studiach lub w pracy.


Co hamuje twoje twórcze myślenie?

Pobyt w domu, w Zakopanem. Dlaczego? Bo tam zawsze znajdzie się dla mnie coś do roboty i o nudzeniu się nie ma mowy.


Jakie dźwięki kochasz?

Te, które wydaje gitara, zwłaszcza ta klasyczna.


Jakich dźwięków nie cierpisz?

Wszelkiego rodzaju powtarzających się, monotonnych odgłosów, takich jak tykanie zegarka lub kapanie wody z kranu.


Twoje ulubione przekleństwo?

Ja pierdolę, kurwa mać!

A skoro już o tym mowa wydaje mi się, że jeśli przeklinając uwalniamy negatywne emocje, to nie ma w tym nic złego. W końcu lepiej trochę „pokurwować”, niż na przykład - kogoś zamordować, prawda? Myślę też, że dużo agresji ulatnia się z nas podczas wymawiania głoski RRR. I chyba właśnie z tego powodu lubię przekleństwo, które zapisałam powyżej. W końcu zawiera ono podwójną dawkę tej literki.


Jakiego zawodu poza swoim własnym chciałabyś spróbować?

Chciałabym móc podróżować w czasie. Ale to bardzo nierealne marzenie. Chciałabym także zostać kosmonautką. Jednak jest mało prawdopodobne, że coś takiego kiedyś mi się uda. Gdy byłam jeszcze w klasie maturalnej byłam przekonana, że w przyszłości będę reżyserem. Ale już mi to przeszło.

Wciąż marzę o tym by zostać sławna pisarką. By moje książki stały się równie popularne jak seria o Świecie Dysku. Ale jednocześnie - żebym ja sama nie została podglądaną przez paparazzich celebrytką.

Gdybym jednak miała całkowicie zejść na ziemię i wskazać, jaki zawód chciałabym wykonywać, nie potrafiłabym wybrać żadnej konkretnej profesji. Idealna dla mnie praca musiałaby po prostu spełniać pewne warunki. Pozwolić mi robić ciekawe rzeczy, w gronie miłych ludzi, za przyzwoite wynagrodzenie, w elastycznych godzinach pracy i jednocześnie tak, bym po godzinach była na tyle mało zmęczona, żeby starczyło mi jeszcze energii na inne rzeczy. Nie mam pojęcia, czy wymagam wiele, czy też nie, ale właśnie taką robotę chciałabym wykonywać.


Jakiego zawodu nie chciałabyś uprawiać?

W pierwszej chwili pomyślałam, że nie chciałabym skończyć jako prostytutka. No bo wiadomo - zawód ten ma niski prestiż społeczny, wynagrodzenie jest kiepskie, lista chorób zawodowych dość długa i jakby tego wszystkiego było mało - trzeba pracować do późnych godzin nocnych, często na mrozie.

Ale kurcze - nie napisałam w tej chwili niczego niezwykłego, bo chyba mało która dziewczyna marzy o takim zawodzie. Postanowiłam więc nieco się wysilić i napisać coś bardziej oryginalnego. Podumałam więc krótką chwilę i wyszło mi, że zdecydowanie nie chciałabym być szambonurkiem. Naprawdę!


Jeśli niebo istnieje, co chciałabyś usłyszeć od Boga u bram Raju?

To najtrudniejsze pytanie, jakie zadaje Lipton, wiecie?

Gdybym spotkała Boga, zapytałabym go, dlaczego rzuca ludziom kłody pod nogi i jeśli go to nie bawi, to czemu mimo wszystko to robi.

Jeśli jednak nie mogłabym o nic zapytać, a on miałby czas, by powiedzieć na mój temat tylko jedno zdanie, chciałbym od niego usłyszeć, że dobrze się w swoim życiu spisałam.


I to wszystko. Koniec przesłuchania, panie Lipton!


Prawda, że to genialne pytania? Bo wbrew pozorom nie są błahe, wymagają chwili zastanowienia. I co najważniejsze - jak już napisałam na wstępie - każdy może na nie odpowiedzieć.

Na koniec mam dla was proste zadanie do wykonania. Zastanówcie się, jak wy odpowiedzielibyście na pytania Liptona. Nie musicie tego nigdzie spisywać, ani tym bardziej odpisywać mi w komentarzach. Po prostu zróbcie to dla samych siebie. I już. Miłego wieczoru!

4 komentarze:

  1. "Myślę też, że dużo agresji ulatnia się z nas podczas wymawiania głoski RRR". Dlatego tak bardzo odpręża ROWER :)

    Pozdr. Padre

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, ale rower to nie jest przekleństwo. ;)

      Usuń
  2. dobry pomysł na wpis :D

    najgorsze słowo świata: rzeczywistość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą rzeczywistością, to się nie zgadzam, bo przecież nie ma niczego bardziej pięknego, niż możliwość urzeczywistniania własnych marzeń, prawda?

      Więc, jeśli już, to tym najgorszym słowem świata powinna być codzienność. Taka szara, nudna i bez perspektyw na lepsze jutro.

      A jeśli pomysł na wpis ci się podoba, to śmiało możesz go skopiować i odpowiedzieć na 10 pytań Liptona u siebie, na blogu. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...