i inne głupoty

wtorek, 28 maja 2013

Głupie Dyrdymalenie: Dinozaury wyginęły

Wiadomości z kilku ostatnich tygodni. W czerwcu ukaże się ostatni numer miesięcznika Film. Ogólnopolska sieć wypożyczalni Beverly Hills Video została niedawno zamknięta. ITI sprzedał Multikina i prawdopodobnie będzie pozbywał się kolejnych rzeczy, bo jest w kiepskiej kondycji finansowej.

W internecie wszyscy mówią, że to koniec pewnej epoki, upadek gigantów. Chciałam więc dorzucić do tej dyskusji swoje trzy grosze. Przy czym, jak zawsze - to nie będzie rzetelna, dziennikarska analiza, poparta danymi statystycznymi lub innymi zestawieniami tabelarycznymi. Tylko głupi felieton z moimi własnymi przemyśleniami, dlatego jak zawsze proszę - nie traktujcie go, jako czegoś znaczącego, co można cytować w pracach doktorskich lub innych poważnych pismach naukowych.


Zarówno po usłyszeniu wiadomości na temat zaprzestania wydawania Filmu, jak i po zamknięciu Beverly Hills Video, pomyślałam „ojej, to takie rzeczy jeszcze istnieją?” Naprawdę byłam święcie przekonana, że internet uśmiercił jedno i drugie już dawno temu. I zastanawiam się dlaczego w artykułach, które na ten temat czytałam, nikt poza mną nie był tym faktem zaskoczony.


Film kupowałam regularnie przez całe gimnazjum i liceum. Miesięcznik był dla mnie drugim, po programie telewizyjnym, oknem na świat showbiznesu. Uwielbiałam czytać artykuły w nim zawarte, wzrok przyciągała także szata graficzna, zawierająca kadry z filmów, fotografie z planów zdjęciowych oraz podobizny celebrytów. I nie było tak, że „przeterminowany” numer trafiał do kosza na śmieci. Bo do starych artykułów wciąż wracałam, gdy na przykład czasem wpadł mi w oko jakiś ciekawy aktor lub utalentowany reżyser i chciałam dowiedzieć się więcej na temat jego poprzednich dzieł. Wszystkie Filmy wciąż mam zgromadzone w domu pod łóżkiem i bardzo sporadycznie, ale jednak, zdarza mi się je czasem, z nostalgią przeglądać.

Ba, nawet tytuł tego bloga wziął się właśnie z Filmu, gdzie znajdował się dział z Dyrdymałami, w którym na temat filmów pisano nieco bardziej żartobliwe i sarkastyczne teksty.


A potem poszłam na studia i odkryłam internet. Miejsce, gdzie nowinek ze świata filmu było więcej i były one dużo aktualniejsze. Zdjęcia związane z interesującymi mnie produkcjami mogłam odnaleźć jednym kliknięciem i było ich znacznie, znacznie więcej niż w papierowym magazynie. Podobnie sprawa się miała z wywiadami z celebrytami.

No i recenzje filmów. Znawcy tematu mówią, że te w Filmie były lepiej dopracowane, bardziej profesjonalne i tak dalej. Może to i prawda. Ale amatorskie recenzje pisane przez blogerów, wydają mi się równie wartościowe. W końcu, gdyby było inaczej, nie czytałabym ich. Poza tym dobry bloger w swoim wpisie umieści jakieś linki: do ciekawego wywiadu, śmiesznego zdjęcia z planu filmowego lub innego internetowego artykułu. A dodatkowo (albo też: przede wszystkim) - treści na blogach są całkowicie darmowe.

Drukowane czasopismo oczywiście tego wszystkiego czytelnikowi dać nie mogło. I chyba tu właśnie był pies pogrzebany. Film, niczym ostatni sprawiedliwy postanowił pozostać papierowy do samego końca. A przecież mógł z niego wyrosnąć dobrze prosperujący portal informacyjny. W końcu za znaną marką prawdopodobnie podążyłyby tłumy czytelników. Ale, jak to powie wam prawdopodobnie każdy wydawca drukowanego czasopisma, w internecie nie da się zarobić. To prawda, ale tylko wtedy, gdy się internetu nie rozumie. Nie mam pojęcia, jakie są zyski takich serwisów, jak Antyweb lub Spider's Web, ale ich twórcy chyba nie narzekają na kłopoty finansowe. Gdyby więc Film ewoluował do podobnej formy i był prowadzony z głową, być może nie tylko by nie upadł, ale wręcz stał liderem w swojej dziedzinie. A tak, niestety, musiał zginąć.


Beverli Hills Video nie darzę co prawda żadnym uczuciem, bo nigdy nie korzystałam z ich usług, ale w dzieciństwie, w niemal każdą sobotę odbywałam obowiązkową pielgrzymkę do znajdującej się (nomen omen, obok kościoła) wypożyczalni wideo (w sobotę filmy najbardziej opłacało się wypożyczać, bo w niedzielę wypożyczalnia była zamknięta, więc kaseta wideo była moja nie na jeden, ale aż na dwa dni i to bez dodatkowych opłat). Co prawda gdy teraz o tym myślę, to wypożyczenie VHS-u na 24 godziny za kwotę od trzech do dziewięciu złotych (plus złotówka kary za nieprzewinięcie kasety) było rozbojem w biały dzień i obecnie za żadne skarby bym tyle nie zapłaciła. Jednak wtedy cena ta nie wydawała się aż tak wygórowana (hmm, inflacja?).

Z wypożyczalni przestałam korzystać, gdy pojawiły się płyty DVD. Ich wypożyczenie było już znacznie droższe. A poza tym, jeśli miało się szczęście - za dwie dychy można było dostać ten sam film dołączony do gazety. Kolejnym gwoździem do trumny było oczywiście piractwo internetowe. Ale to nie wszystko. Wypożyczalnia nie znajdowała się „tuż za rogiem” - trzeba było poświęcić nieco czasu, żeby do niej dotrzeć. A na miejscu bardzo często okazywało się, że ktoś mnie ubiegł i wypożyczył film, na który miałam chrapkę. Dziś, gdy zdarzają się dni, kiedy nie mam czasu zrobić zakupów (albo mam czas, ale akurat dopadł mnie leń i nie chce mi się wychodzić z domu) - poświęcenie 30 minut na wyjście do wypożyczalni byłoby czymś, na co nie mogłabym sobie pozwolić.


Co więc powinny były już dawno temu zrobić wypożyczalnie wideo, by ich obecne istnienie wciąż było możliwe? Inni internauci podają tu za przykład Netflixa, który zanim stał się serwisem internetowym był właśnie taką standardową wypożyczalnią, ale od innych różnił się tym, że dostarczał ludziom filmy bezpośrednio do domów. Ale moim zdaniem placówki takie, jak Beverly Hills Video były po prostu skazane na wymarcie i nic nie byłoby ich w stanie uratować. Tak samo, jak z ulic zniknęły zaprzęgi konne, latarnicy (nie mylić z latarnicami) albo dzieci grające w klasy, tak samo zniknąć musiały wypożyczalnie wideo. Przy czym te ostatnie nie zostaną moim zdaniem zastąpione przez serwisy VOD. Bo nie oszukujmy się: jeśli ktoś może obejrzeć ten sam film na streamingowym portalu pirackim lub w płatnym serwisie - niemal na pewno wybierze to pierwsze rozwiązanie. Przyszłość należy do rozwiązań takich, jak Netflix, gdzie płaci się nieduży, miesięczny abonament i ogląda bez ograniczeń, co tylko dusza zapragnie.


Na temat Multikina nie napiszę wiele, bo tutaj sprawa wydaje mi się oczywista. W Krakowie, w niemal każdej dużej galerii handlowej znajduje się Cinema City. A w całym mieście jest tylko jedno Multikino. Wydaje mi się więc, że w tym wypadku po prostu większy wygryzł mniejszego.

Ale korzystając z okazji, chciałam napisać kilka słów o nieco innym, zupełnie niekinowym problemie. Mamy TVNplayera, mamy VOD TVP, jest też ipla, na której znajdziemy po troszkę treści z różnych stacji telewizyjnych. Brakuje jednak jednego serwisu, który łączyłby w sobie to wszystko. I który prezentowałby treści w naprawdę wzorowy sposób.

Moje noworoczne postanowienie brzmiało: być nieco bardziej na bieżąco z tym, co dzieje się w Polsce i na świecie - codziennie oglądać Teleexpress (przez internet, bo telewizora nie posiadam). Póki co udaje mi się to realizować, choć nie przychodzi mi to łatwo. Dlaczego? Bo witryna Teleexpressu, jest po prostu do kitu. Player ma niefunkcjonalny interfejs, wideo w jakości HD jest niedostępne, a gdybym - odpukać - była osobą niesłyszącą, na napisy nie miałabym co liczyć. Co więcej, jeśli Teleexpress startuje o 17:00 i trwa kwadrans, wypadałoby, by albo całość była na żywo streamingowana do sieci, albo żeby nowy odcinek pojawiał się w internecie najpóźniej o godzinie 17:20. Tymczasem wcale tak się nie dzieje. Czasem aktualnego wydania programu nie można zobaczyć nawet kilka godzin później. Zdarzają się też sytuacje, gdy jakiś odcinek teoretycznie jest dostępny, ale w praktyce został źle wgrany i jego obejrzenie jest po prostu niemożliwe. I to zaledwie kilka wad tego serwisu.

A gdyby tak Teleexpress można było oglądać na YouTube? Internetowa oglądalność na pewno by wzrosła, bo każdy dodałby kanał Teleexpressu do swoich subskrypcji i był natychmiast powiadamiany o pojawieniu się nowego wydania. Widzowie każde nagranie by lajkowali, komentowali i tak dalej (teraz niby też jest taka możliwość, ale pod tym względem strona internetowa Teleexpressu także nie jest przyjazna dla użytkownika). A gdyby przy okazji przed programem wyświetlały się reklamy - mógłby on sam na siebie zarabiać.

Dodatkowo warto tu wspomnieć o tym, że widzowie są leniwi i wiele rzeczy trzeba im po prostu podsuwać pod nos, inaczej ich nie zauważą. Dla mnie w przypadku oglądania Teleexpressu dużym problemem jest po prostu to, że nie zawsze pamiętam, by wejść na jego stronę internetową. Nie muszę natomiast troszczyć się o to, by zaglądać na kanały na YouTube, które subskrybuję. Bo gdy tylko autor któregoś z tych kanałów wrzuci nowy film, jestem o tym natychmiast powiadamiana.


Tak wiem, istnieją zapewne jakieś ograniczenia formalno-prawne, które sprawiają, że TVP, TVN i reszta nie mogą sobie pozwolić na współpracę z YouTube. Ale w przyszłości (co prawda nie jutro, ale za jakieś pięć, dziesięć lat) może się okazać, że właśnie to przyczyniło się do śmierci niektórych z telewizyjnych produkcji.


Jak zawsze rozpisałam się straszliwie i wypada, bym już skończyła. Jaki jest mój końcowy wniosek dotyczący tego wszystkiego? Nie odkryję Ameryki i stwierdzę coś, z czego chyba wszyscy zdają sobie sprawę: z powodu internetu świat się zmienia. Czy na lepsze, czy na gorsze - tego nie wiem. Jednak jeśli ktoś się do tych zmian nie dostosuje, będzie miał przechlapane. W przypadku zwykłych ludzi konsekwencje oczywiście będą niewielkie: kogoś ominie impreza, bo zaproszenia dostali tylko ci, którzy byli na facebooku, ktoś inny będzie tracił czas oraz pieniądze na płacenie rachunków na poczcie, gdyż nie przekonał się do bankowości internetowej.

Ale gdy prowadzi się jakiś biznes - wirtualność może być sprawą życia i śmierci. Czy się tego chce, czy nie - trzeba dostosować się do oczekiwań odbiorców. Być jak Netflix albo Spider's Web. Bo świat nie jest już taki, jaki był kilka lat temu. I jeśli wciąż będzie się funkcjonowało według tamtych zasad, prędzej czy później, skończy się jak Film. A wtedy będzie to tylko i wyłącznie wina tego, kto postanowił być uparty. Mówienie, że to wszystko przez piractwo nie będzie miało większego sensu.


źródło obrazka z początku wpisu: superscholar.org

1 komentarz:

  1. Historia "Filmu", który nie poszedł za duchem czasu i za pozycją marki, by rozbudować swoje imperium w sieci, wydaje mi się równie niedorzeczna co tobie i przypomina wielki upadek Kodaka, który w czasach cyfrowych nadal ulepszał analogi.
    A cichcem się cieszyłam jak Raczek przejął pismo we władanie, ale dupa - mam za to najfajniejszy archiwalny numer w szafie, do którego regularnie co kwartał naglądam, z początku 2012 - z rooney marą i bondem na okładce :O

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...