i inne głupoty

niedziela, 7 października 2012

Słuchając Helikoptera w ogniu

Po Grze o Tron i Sprzedawcy broni wzięło mnie na literaturę faktu. Początkowo sięgnęłam po audiobooka z Sensacjami XX wieku Wołoszańskiego, ale jakoś nie słuchało mi się tego dobrze. Już nieco mniej pewnie, bojąc się, że powieści tego typu jednak nie są dla mnie pisane, odpaliłam dzieło Marka Bowdena. I tym razem okazał się to być strzał w dziesiątkę. Bo obok tej książki nie można przejść obojętnie. Powieść jest niczym lecący nisko nad pustynią helikopter - sypnie ci piaskiem w oczy, potarga włosy oraz ubranie i ogłuszy dźwiękiem wirników.


Treść książki:

Mark Bowden jest reporterem. I to się w Helikopterze w ogniu natychmiast wyczuwa. Przede wszystkim nie jest książka napisana ku chwale Ameryki. Dzieło w obiektywny sposób przedstawia racje obydwu stron konfliktu. Pokazuje dobre i złe strony zarówno Somalijczyków jak i żołnierzy zza wielkiej wody. Tutaj nie ma pozytywnych i negatywnych bohaterów. Są prawdziwi ludzie, walczący o przetrwanie i postępujący w mniej lub bardziej moralny sposób tylko i wyłącznie z powodu sytuacji, w jakiej się znaleźli.

Dziennikarskość widać także w opisach. Te są konkretne i pozbawione zbędnych epitetów. W książce za to roi się od detali oraz fachowych nazw, które w przypadku innych dzieł mogłyby drażnić, ale tutaj - dodają tylko realizmu.

Ponadto w Helikopterze w ogniu nie ma jednego lub choćby kilku głównych bohaterów. I znów - normalnie mogłoby to denerwować, sprawić, że czytelnik nie miałby komu kibicować. Ale u Bowdena jest to atut. Zwłaszcza, że wbrew temu, co pokazuje nam Hollywood - wojny wygrywa się nie za sprawą pojedynczych jednostek, ale dzięki współdziałaniu, zgraniu i poświęceniu większej grupy, często anonimowych osób. Właśnie tak, jak to ma miejsce w Helikopterze..., gdzie co prawda poznajemy imię każdego, nawet najbardziej epizodycznego bohatera, ale szybko zapominamy, jak ten się zwał, z powodu natłoku innych, następujących po sobie wydarzeń.

Jak dla mnie jednak największym walorem książki jest to, że mimo, iż opowiada ona o wojnie, to koniec końców - okazuje się być dziełem całkowicie pacyfistycznym. Dlaczego? Bo pokazuje jak bezsensowne są wszelkie konflikty zbrojne. I że tak naprawdę na wojnie nikt nie wygrywa - wszyscy są przegrani.


Brzmienie audiobooka:

Książkę czytał Bogusław Linda. I facet spisał się naprawdę świetnie. Ale niestety - jego pracę spatraczyły osoby odpowiedzialne za postprodukcję audiobooka. Nie wiem, co za amator był odpowiedzialny za mastering, ale momentami słychać, jak Linda przewraca strony, albo w których miejscach były robione duble (głośność się drastycznie zmienia). I jakby tego było mało - bitrate każdego pliku jest zupełnie inny. A to wszystko na oryginalnej płycie z audiobookiem. Kpina.

Przy czym - powiedzmy sobie szczerze - są to błędy, o które czepiają się tylko upierdliwcy tacy, jak ja. Standardowy odbiorca na pewno nie zwróciłby na te wszystkie rzeczy uwagi. A poza takimi właśnie niedociągnięciami - Helikoptera w ogniu słucha się, no... po prostu normalnie. Tak samo, jak każdego innego audiobooka.


Książka a film:

Film Ridley'a Scotta jest dość wierną adaptacją książki. Oczywiście, niektóre sceny zostały zmienione, losy kilku bohaterów zmodyfikowano i tak dalej - ale były to zabiegi niezbędne i nie było w nich raczej niczego złego. Scottowi udało się też oddać klimat powieści. I chyba nawet lepiej, niż Bowden pokazał chaos panujący podczas bitwy.

Są jednak rzeczy dość istotne, których w filmie zabrakło, a moim zdaniem znaleźć się w nim powinny.

Przede wszystkim tytuł. Film obejrzałam przed przeczytaniem książki. I owszem wiedziałam, że dwa helikoptery zostały zestrzelone, i że to właśnie to było przyczyną całego zamieszania. Ale z drugiej strony - katastrofy lotnicze zdarzają się w co drugim kinowym hiciorze i w tej tutaj nie było dla mnie tak naprawdę niczego niezwykłego. Film mógłby się równie dobrze nazywać „Wielka heca w Somalii” albo „Amerykańscy żołnierze w opałach”. Tymczasem w książce, było podkreślone (i to nie raz), że helikoptery były symbolem siły. Po ich zestrzeleniu Amerykanie stracili morale, a Somalijczycy zyskali nadzieję, gdyż zobaczyli, że najeźdźców można jednak pokonać.

Inna sprawa, że to właśnie helikoptery wywołały wściekłość tubylców. Każdy ich przelot, który zrywał Somalijczykom dachy z domów oraz wyrządzał inne szkody, był kolejnym ziarenkiem wpadającym do miarki. I w końcu miarka się przebrała. Ale tego właśnie Ridley Scott w swoim filmie nie pokazał.

Scott użył też kilku skrótów myślowych, które stały się dla mnie zrozumiałe dopiero, po zapoznaniu się z treścią książki. Dlaczego do amerykańskiej armii przyjęto astmatyka? Czemu Rangersi i żołnierze Delty tak bardzo się nie lubili? W filmie tych oraz innych rzeczy nie rozumiałam, przyjmowałam je więc na zasadzie „bo tak i już”. Tymczasem Bowden wszystko to dokładnie wyjaśnił.

Największa różnica polega jednak na tym, że film nie jest aż tak obiektywny, jak książka. Owszem, Somalijczycy nie zostali przedstawieni jako czarne charaktery, ale mimo to - Amerykanie zdawali się być rycerzami w lśniących zbrojach. A tak nie powinno być.


Wydaje mi się, że jeśli widzieliście film i się wam spodobał, książka także powinna przypaść wam do gustu. A jeśli nie przepadacie za rzeczami o tematyce wojennej? Napiszę szczerze - ja też za takowymi nie szaleję. Ale książka Bowdena naprawdę bardzo mi się podobała i wywarła na mnie duże wrażenie. Może więc was także to dzieło poruszy?

Inna sprawa, że Helikopter w ogniu powinien być lekturą obowiązkową dla każdego, mniejszego lub większego polityka. A zwłaszcza dla przywódców, którzy myślą, że dobrym pomysłem jest wtrącanie się w sprawy wewnętrzne innych krajów i wprowadzanie pokoju na świecie przy pomocy Black Hawków oraz karabinów.

2 komentarze:

  1. Bardzo lajkam ten wpis, psze pani.
    Koło audiobooka, jakiegokolwiek, co najwyżej stałam (opowiadań Pana Kuleczki na stanie nie liczę), a tu taka ładna zachęta do odsłuchu "Helikoptera...", że aż brzydko nie pójść nie kupić.
    Sis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poza audiobookiem ukazała się też tradycyjna książka. Więc jeśli nie przepadasz za książką czytaną, to taką papierową też na pewno uda ci się zdobyć. ;)
      pozdrawiam,
      Hołka

      Usuń
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...