i inne głupoty

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Słuchając Gry o Tron

Nie mam czasu czytać książek. Czuję się z tego powodu strasznie źle, ale kurcze - doba musiałaby mieć więcej godzin, które mogłabym wygospodarować na lekturę. A że nie ma - to z czytaniem u mnie jest naprawdę krucho.

Kilka osób, w tym Gawith, poleciły mi więc, bym zaczęła słuchać audiobooków. Wzbraniałam się jednak przed tym, bo już kiedyś, dawno temu, próbowałam zaprzyjaźnić się z książką czytaną i nic ciekawego z tego nie wyszło.

Koleżanka naprawdę mocno zareklamowała mi jednak Grę o Tron, mówiąc, że nie jest to typowy audiobook czytany przez jednego lektora, ale słuchowisko, w którym każdej postaci głos podkłada inna osoba, a w tle rozbrzmiewają odpowiednie dla danej sceny odgłosy bądź też ścieżka dźwiękowa.

Postanowiłam więc dać audiobookom jeszcze jedna szansę. I o dziwo - tym razem słuchanie naprawdę mnie wciągnęło.


Treść książki:

Strasznie podoba mi się kompozycja powieści. To, że każdy rozdział jest zatytułowany imieniem innego bohatera i opowiadał o wydarzeniach z jego perspektywy.

Bałam się, że z powodu sporej ilości występujących w powieści osób oraz miejsc będę czuła się mocno zagubiona w ich świecie. Ale nic takiego się nie stało. Zaskoczyło mnie też to, że nie przeszkadzała mi duża ilość detali. Bo wiecie, jestem zwolenniczką tego, co Roman Ingarden nazywał miejscami niedookreślonymi. Uważam, że im mniej dokładny opis, tym lepiej, bo dzięki temu daje się więcej swobody wyobraźni czytelnika. Poza tym z własnego doświadczenia wiem, że nawet, jeśli autor opisuje kogoś jako wysokiego, błękitnookiego blondyna, to w trakcie lektury często o tym zapominam i oczyma wyobraźni widzę zupełnie inną postać. A inne, szczegółowe informacje jeszcze częściej wypadają mi z głowy. W Grze o Tron sprawy te miały się jednak zupełnie inaczej. Ale to chyba właśnie ze względu na narrację z perspektywy różnych postaci. W końcu każdy z nas, choć zazwyczaj postrzega jedynie zarysy otaczającego świata, to czasem zwraca uwagę także na jakiś szczegół.

Co jeszcze mogę napisać na temat dzieła Georga R.R. Martina? Nie chcę wchodzić w dokładną analizę tego dzieła, bo takich w internecie jest całe mnóstwo. Stwierdzę więc tylko krótko, że jest to kawał naprawdę świetnej literatury. I naprawdę warto się z nim zapoznać.


Brzmienie audiobooka:

Tak jak zareklamowała mi koleżanka - całość została wykonana w naprawdę świetny sposób. Nie wiem, na ile był to celowy zabieg, a na ile przypadek, odniosłam jednak wrażenie, że lektorów starano się dobrać tak, by ich głosy brzmiały podobnie, jak u aktorów z serialu HBO. Dzięki temu całości słuchało mi się naprawdę nieźle, bo audiobook nie kolidował z moimi wyobrażeniami dotyczącymi poszczególnych postaci.


Rozbrzmiewająca w tle muzyka także została dobrze skomponowana i niczym filmowy soundtrack, potęgowała nastrój sceny, w której było ją słychać.

Na atmosferę duży wpływ miały także efekty dźwiękowe. Najlepiej można było to odczuć podczas słuchania opisów scen batalistycznych. Wtedy do moich uszu dobiegał szczęk oręża, rżenie koni, krzyki walczących i świst przelatujących koło uszu strzał. Takie rzeczy dawały naprawdę niesamowite wrażenie.


Jedyne zastrzeżenie mam do prologu książki. Rozumiem, że występujące tam postaci nie pojawiają się w dalszych częściach powieści i nie opłacało się do tych ról zatrudniać dobrych lektorów. Ale z drugiej strony - prolog jest wizytówką audiobooka, bo to od niego rozpoczyna się słuchanie. Powinien więc być zrobiony równie dobrze jak reszta, a nawet lepiej. Nigdy jednak gorzej. Tymczasem w przypadku Gry o Tron to właśnie prolog jest najsłabszym elementem. W efekcie przez ten fragment udało mi się przebrnąć dopiero za trzecim lub czwartym razem. Wcześniej, gdzieś tak po minucie stwierdzałam, że ten audiobook, to jakaś kicha i go wyłączałam. Dobrze jednak, że w końcu się przemogłam. Zastanawiam się jednak, ile jest osób, którym się to nie udało.


Książka, a serial:

Jak mogłam się przekonać, serial był bardzo wierną ekranizacją książki. Główne różnice polegały na tym, że kilka postaci zostało zaprezentowanych w zupełnie inny sposób. Poza tym owszem - niektóre wątki lub sceny zostały pominięte, ale moim zdaniem nie miało to większego wpływu na ogólny odbiór.

Największą różnicą jest chyba ilość golizny i scen burdelowych. HBO pokazało tego naprawdę sporo, tymczasem w książce nie było tego aż tak wiele. A gdy pikantne momenty już się pojawiały, George R.R. Martin opisał je dość subtelnie. W serialu natomiast zostały one przedstawione bardzo wulgarnie. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, iż z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie, wręcz chorego powodu scenarzyści HBO muszą myśleć, że duża ilość golizny wpływa na wzrost oglądalności. A przecież to nieprawda. Bo dobra historia broni się sama, nie potrzebna jej pomoc - za przeproszeniem - gołych cycków skaczących po ekranie.



Podsumowując: Gra o Tron jest naprawdę udanym, świetnie zrobionym audiobookiem. Tak dobrym, że po odsłuchaniu kilku pierwszych rozdziałów w wersji pirackiej, pognałam do sklepu, żeby kupić oryginalną płytę. Bo ta jest moim zdaniem całkowicie warta swojej ceny (w internecie można też kupić pliki mp3, które można ściągnąć bezpośrednio na dysk komputera, ja jednak jestem pod tym względem tradycjonalistką i wolę mieć płytę, w pudełeczku, którą po odsłuchaniu będę mogła odstawić na półkę, żeby się kurzyła).

Tak więc, jeśli podobnie jak ja, dopiero chcecie rozpocząć swoją przygodę z książką czytaną, polecam zacząć ją właśnie od tego dzieła. Tylko nie zrażajcie się kiepskim prologiem!

1 komentarz:

  1. Po zobaczeniu pierwszych dwóch sezonów w TV faktycznie chyba się skuszę na następne części w innej formie niż tylko skaczące cycki z HBO :)

    OdpowiedzUsuń
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...